Zimą ośnieżony wał tamy był główną atrakcją dla niektórych mieszkańców Stronia Śląskiego. Zjeżdżało się z niego na nartach, butach, sankach... Z czasem jednak pojawiła się nowa atrakcja. Na leżącej za tamą górze Krzyżnik zbudowano wyciąg narciarski i by ułatwić do niego dostęp kilkaset metrów poniżej tamy zbudowano mostek. Pomimo tego tama dla mieszkańców osiedla dalej była głównym traktem komunikacyjnym wiodącym na wyciąg. Ci bardziej szaleni przechodzili górą tamy, co wiązało się z ryzykiem, dlatego, że w tamtym czasie nad tamą była kładka prowadząca tylko do urządzeń sterujących tamą i się tam kończyła. By przejść dalej trzeba było zejść na wierzch tamy, przejść do końca i się wspiąć. Byli ryzykanci, którzy tak robili. Ja chodziłem po schodkach na dół. Tam ludzie z poczuciem równowagi przechodzili po szynie nad nurtem rzeczki a ja mostkiem nad szynami. W tamtym to czasie dokonano zmian konstrukcyjnych na szczycie tamy. Zbudowano nowy solidniejszy mostek przez całą długość tamy co wiązało się też z tym, że na szczycie tamy wmontowano stalowe podpory utrudniające przepływ niesionych przez wodę konarów, drzew, gałęzi czy też innych większych przedmiotów. Zatrzymują się one na tych podporach powodując w czasie powodzi dodatkowe wypiętrzenie wody czego konstruktor tamy nie przewidział. Po kilku latach użytkowania wyciąg został zlikwidowany, ale mostek nad tamą pozostał a z nim ryzyko dodatkowego spiętrzenia się wody mogącego mieć wpływ na rozmycie się wału. Koniecznie trzeba ustalić kto dokonał tej zmiany i go oskarżyć o współudział w katastrofie. Koniecznie też trzeba rozebrać konstrukcję utrudniającą przepływ wody nad tamą.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ahmadeusz dnia Czw 11:45, 26 Wrz 2024, w całości zmieniany 1 raz
Za remont koryta potoku Morawa na terenie czaszy zbiornika odpowiada z kolei firma Budownictwo Wodne i Ziemne Adam Hućko. Mężczyzna przekazał, że "wszystkie prace wykonał zgodnie ze sztuką" oraz że pracowali około 200 metrów od wału. Hućko ma jednak teorię, dlaczego przerwało wał. - Niedługo przed katastrofą pojechałem zobaczyć, jak wygląda sytuacja. Widziałem ogromne bale drewna, które porwała woda, uderzające w wały. Jestem przekonany, że to one go w końcu przebiły. Wina jest więc po stronie człowieka, bo nie powinny być składowane w pobliżu rzeki - przekazał.
Bale mogły mieć wpływ na wał i niekoniecznie bezpośredni. Mogły się zatrzymać na podporach mostu wybudowanego nad tamą. Jeżeli tak się stało to mogły się przyczynić walnie do podniesienia stanu wody w zbiorniku i większego naporu wody na wał. Gdy wał pękł bale mogły popłynąć z głównym nurtem, który się wytworzył po przerwaniu wału.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1