ahmadeusz |
Administrator |
|
|
Dołączył: 07 Wrz 2015 |
Posty: 3021 |
Przeczytał: 13 tematów
Ostrzeżeń: 0/7
|
Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
112 list otwarty – Naddebile i narodowy spis powszechny 2021.
jacek ahmadeusz szatan kwaśniewski 12 dzień 7 miesiąc 5 rok EY
Najsz
Najszanowniejszy panie prezydencie Andrzeju D., najszanowniejsi Czytelnicy moich listów otwartych, jakiś kilka lat temu, w czasach kiedy był najszanowniejszy pan jeszcze legalnie, zgodnie z obowiązującą Konstytucją wybranym prezydentem napisałem mój 3 list otwarty zatytułowany - Chrześcijańska rachuba kłamstw i bardzo grzeszne daty. Temat rozwinąłem w kolejnych aneksach i nawiązywałem do niego w wielu listach. Postępowałem tak dlatego, że to bardzo ważna sprawa.
Niestety aktualne wydarzenia przymusiły mnie do przypomnienia tematu.
W skrócie, tak zwana Nasza Era, czyli era liczona teoretycznie od narodzin Jezusa Chrystusa to jedna z największych i zarazem najbardziej grzesznych bzdur wymyślonych przez ludzkość. Teoretycznie powszechnie używane daty naszych narodzin powinny zawierać czas jaki dzieli narodziny najszanowniejszego władcy Jehoszua Masziach (Jezusa Chrystusa) od naszych narodzin. Wiem, że zrozumienie tego, że chrześcijańska rachuba liczenia lat to bzdura może być bardzo ciężkie dla osób mających trudności naukami ścisłymi dlatego sprawę postaram się ponownie wyjaśnić. Bardzo proszę wyobrazić sobie oś czasu zawierającą dwa punkty odniesienia X i Y.
----------------------X-----------------------------------------------------------------------Y----------------------
Czas na tej osi płynie od strony lewej do prawej. Punkt X jest to teoretyczna data narodzin najszanowniejszego władcy Jehoszua Masziach (Jezusa Chrystusa), a punkt Y to jakieś wydarzenie, które nastąpiło jakiś czas później. Na przykład nasze narodziny.
Oś ta jest wyobrażeniem tak zwanej Naszej Ery, w skrócie n.e..
Określenie Nasza Era pojawiło się kilka wieków po domniemanej śmierci Chrystusa i propagował je najszanowniejszy pan Dionizjusz Mniejszy, dlatego też tak zwana Nasza Era nazywana jest Erą Dionizyjską. Minęły kolejne stulecia, pojawiły się kalendarze i nastała moda na używanie dat tak zwanej Naszej Ery. Stało się to między innymi za sprawą biskupa Gniezna, Marcina Polaka, który choć nosił nazwisko Polak był narodowości Czeskiej i nazywany jest też Marcinem z Opawy. Był to dominikanin. Na zlecenie papieża napisał on kroniki papieży i cesarzy – kompendium historii powszechnej od stworzenia świata po lata 70 XIII wieku, z tym, że może to być błędna data.
Były to czasy, kiedy za krytykę Papieża i postanowień kościelnych można było spłonąć na stosie. Pojawiły się co prawda rozsądne głosy historyków, kwestionujących użyte daty, ale rozum przegrał z głupotą i daty tak zwanej Naszej Ery się przyjęły, a nawet weszły do powszechnego użycia ku wielkiemu nieszczęściu chrześcijan, którzy za sprawą ignorantów uwikłali w grzech samego najszanowniejszego władcę Jehoszua Masziach (Jezusa Chrystusa). Wszak stał się on centralną postacią chrześcijańskiego, trefnego kalendarza. To od jego narodzin teoretycznie liczy się obecne daty. Z czasem historycy wprowadzili też pojęcie czasu Przed Naszą Erą – p.n.e.,
Jest to czas przed narodzinami Chrystusa.
Z czasem papiestwo straciło wpływy lęk przed kwestionowaniem kościelnych ustaleń zmalał. Odżyły głosy krytyczne dotyczące tak zwanej Naszej Ery.
Obecnie zarówno teolodzy jak i historycy są zgodni co do jednego – data narodzin Chrystusa została błędnie ustalona i brak jest danych by ten błąd naprawić. Taka jest oficjalna nauka ludzi zajmujących się tym tematem, ale szczerze pisząc, jak zacząłem sprawę zgłębiać doszedłem do wniosku, że data ta nie została nigdy ustalona.
Teoretycznie może się wydawać, że fantazjuję, coś zmyślam.
Ludzie głupi, ograniczeni umysłowo mogą myśleć, że kłamię. Że chcę ich w coś wkręcić.
Istnieją idioci, których żadne fakty, żadne dokumenty, żadne, nawet bezspornie niepodważalne dowody nie przekonają, że tkwią w błędzie. Wzorowym przykładem takiej postawy jest sławetna wypowiedź naddebila – posła, najszanowniejszego pana Jarosława K.:
„Żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe a czarne jest czarne.”
Ludzie niedouczeni lub źle nauczeni mogą być święcie przekonani, że data narodzin Chrystusa jest znana i niepodważalna. Wszak większość znanych mi chrześcijan obchodzi tak zwane Boże Narodzenie. Obserwując te religijne misteria można by pomyśleć, że data narodzin najszanowniejszego władcy Jehoszua Masziach (Jezusa Chrystusa), jest dokładnie znana.
Znany jest dzień, miesiąc i rok. Na co dzień będących w użyciu dat się nie kwestionuje.
Wręcz przeciwnie. Dzieci odkąd trafią do szkoły uczone są wielu dat, których żaden znany mi pedagog nigdy nie kwestionował. Prawda na temat daty narodzin Jehoszua Masziach (Jezusa Chrystusa) – mianowicie to, że data ta jest nieznana bywa przed ogółem ludzkości ukrywana przez zwyrodniałych złoczyńców. Jest to wiedza zarezerwowana dla wnikliwych teologów, historyków, rachmistrzów – dla ludzi, którzy zainteresowali się tematem i gruntownie go zgłębili.
Bardzo proszę zobaczmy co na temat tak zwanego Bożego Narodzenia napisano w Encyklopedii Religijnej Państwowego Wydawnictwa Naukowego:
„Boże Narodzenie, łac. Natale Domini, chrześc. święto obchodzone od starożytności dla wspomnienia i uczczenia narodzin Jezusa Chrystusa. Według świadectw hist. (uroczystość B.N.) wprowadzono (...) ustalając datę na 25 XII, aby przezwyciężyć (lub zaadaptować) pogański kult Niezwyciężonego Słońca, czczonego tego właśnie dnia od czasów ces. Aureliana. Chrześcijanie, nie znający faktycznej daty narodzin Jezusa, wybrali symbol. dzień zimowego przesilenia, po którym noc-ciemność ustępuje dniowi-światłu, nawiązując w ten sposób do obrazu Jezusa jako "światłości świata". Święto wprowadzone do rzym. kalendarza liturgicznego szybko się rozpowszechniło: w IV w. było obchodzone m.in. w pn. i zach. Afryce, w Hiszpanii, pn. Italii, Kapadocji, Konstantynopolu i Antiochii...”
Wyznaczona na 25 XII data jest datą symboliczną nie mającą nic wspólnego z historią, wiedzą, uczciwością i przyzwoitością. Datę tę wybrano z względów politycznych, socjologicznych.
Warto tu dodać, że w Kościele Prawosławnym, w którym używa się Kalendarza Juliańskiego też obchodzi Boże Narodzenie 25 grudnia, ale w innym dniu. Obchody te są kilkanaście dni później, w styczniu, według Kalendarza Gregoriańskiego będącego kościelnym kalendarzem Kościoła Rzymskokatolickiego:
„W 1582 (!?) komisja powołana przez papieża Grzegorza XIII ostatecznie ustaliła reguły dla k. gregoriańskiego; opuszczono 10 dni (po 4 X 1582 (!?) nastąpił 15 X 1582 (!?)).”
Warto tu dodać, że Kalendarz Juliański, który jest pierwowzorem Kalendarza Gregoriańskiego jest kalendarzem słonecznym powiązanym z ruchem ziemi wokół słońca czy też ruchem słońca wokół ziemi jak też niektórzy uważają. Temat co krąży wokół czego rozwinąłem między innymi w aneksie do 13 listu otwartego do Prezydenta zatytułowanego - Święta państwowe i kościelne łamiące Konstytucję. Bardzo proszę powróćmy myślami do kalendarzy i narodzin najszanowniejszego władcy Jehoszua Masziach (Jezusa Chrystusa).
Fakt, że ten sam dzień chrześcijanie świętują w dwóch różnych dniach świadczy o tym, że coś jest nie tak. Znawcy kalendarzy i Biblii wiedzą, że zarówno kalendarz Juliański jak i Gregoriański nie są zsynchronizowane z kalendarzem znanym z Biblii. Biblijny kalendarz to 12 miesięczny kalendarz Księżycowy, mniej więcej taki sam jaki obecnie używany jest przez muzułmanów.
Jest on krótszy od słonecznego o około 11 dni. Miesiące tego kalendarza przesuwają się względem miesięcy kalendarzy słonecznych co roku o około 11 dni.
Kolejnym wynalazkiem jest księżycowo-słoneczny kalendarz używany przez Izraelitów.
Co któryś rok liczy 13 miesięcy, dzięki czemu co kilkadziesiąt lat cykl słoneczny się wyrównuje.
W Koranie praktyka taka została potępiona:
Sura 9:37
Przesunięcie miesiąca jest tylko pomnożeniem niewiary; są wprowadzeni przez to w błąd tylko ci, którzy nie wierzą. Oni uznają to za dozwolone jednego roku i uznają to za zakazane innego roku, aby wyrównać liczbę tych miesięcy uświęconych przez Boga i w ten sposób za dozwolone uznać to, czego zakazał Bóg. Zostało im upiększone zło ich działania, lecz Bóg nie prowadzi drogą prostą ludzi niesprawiedliwych.
Podobnie postępują chrześcijanie, którzy na co dzień używają kalendarza słonecznego, ale na przykład święta wielkanocne wyznaczają za pomocą kalendarza chrześcijańskiego i by wypadało ono na wiosnę, muszą co jakiś czas dodawać miesiąc słoneczny.
To nie wszystkie kalendarze używane na świecie. Jest ich więcej. Księżycowe, słoneczne, mieszane, arytmetyczna. Słonecznym kalendarzem jest kalendarz Kalendarz Badí' stosowany w Bahaizmie.
Jet to kalendarz słoneczny składający się z 19 miesięcy, z nowym rokiem w północnej wiosennej równonocy. Każdy miesiąc nosi nazwę cnót (np. Doskonałość, Miłosierdzie), podobnie jak dni tygodnia. Pierwszy rok pochodzi z 1844 (!?) roku n.e. , w którym Báb rozpoczął nauczanie.
Ja używam kalendarza arytmetycznego. Ma on 12 miesięcy po 30 dni, a każdy miesiąc ma 5 sześciodniowych tygodni. Przez swoją cykliczność oraz istnienie roku zerowego przeliczanie dni z tego kalendarza na inny jest stosunkowo proste. Oczywiście nie są to wszystkie kalendarze i dobrze sobie z tego faktu sprawę zdawać. Bardzo proszę przypomnijmy sobie naszą teoretyczną oś czasu:
----------------------X-----------------------------------------------------------------------Y----------------------
Y – jakaś data tak zwanej Naszej Ery to jakaś zazwyczaj konkretna data.
Na przykład mój komputer podał w tym momencie datę 2021 04 12 godzina 22:12.
Jest to nasze Y. Mój komputer to kłamca, ale to nie jego wina. Tak go zaprogramowali.
Y to teoretycznie jest to czas od hipotetycznych narodzin Jehoszua Masziach (Jezusa Chrystusa).
Analogicznie podobne informacje powinien zawierać X.
Na osi czasu powinna być zawarta minuta, godzina, dzień, miesiąc i rok. Wszak jest to początek chrześcijańskiego kalendarza. Bezspornie najważniejsza w chrześcijańskiej rachubie liczenia lat data. Data najważniejsza dla chrześcijan używających tego kalendarza.
Punkt wyjścia wszelkich obliczeń historycznych chrześcijan.
Aby sprawdzić jak się rzeczy mają bardzo proszę zajrzyjmy do najobszerniejszego dzieła teologiczno-historycznego jakim dysponuję, do wielotomowej encyklopedii religijnej Państwowego Wydawnictwa Naukowego, na hasło Jezus Chrystus:
„Jezus Chrystus [gr. Iesous < hebr. Ye(ho)su'a '(Jahwe) zbawieniem', skrócone do Yesu'], Jezus z Nazaretu, ur. ok. 8-7 r. p.n.e., zm. 7 IV 30(?) r. n.e., (...)”
W notatce tej użyto skrótu p.n.e., który oznacza czas przed narodzeniem Chrystusa.
Bardzo proszę zwróćmy uwagę na fakt, że w notatce tej podano domniemaną datę śmierci, ale opatrzoną ją znakiem zapytania i słusznie bo jest to kwestia dyskusyjna i dla jasności tematu przemilczymy ją, bo w naszych rozważaniach szukamy daty narodzin.
Wszak to od daty narodzin teoretycznie zaczyna się n.e. (Nasza Era).
Naddebile, którzy sformułowali tę notatkę napisali, że najszanowniejszy władca Jehoszua Masziach (Jezus Chrystus) urodził się ok. 8-7 r. p.n.e. Jest to jawna bzdura – wyrażenie zawierające jawny błąd logiczny – sugeruje bowiem, że najszanowniejszy władca Jehoszua Masziach (Jezus Chrystus) urodził się 8-7 lat p.n.e. (przed naszą erą, czyli 8 lub 7 lat przed swoimi narodzinami.
Wypadało by teraz wyjaśnić co oznacza użyte przeze mnie słowo naddebil.
Jest to skrót od zwrotu debil nad debile.
Słowo debil w słowniku Państwowego Wydawnictwa Naukowego tak zdefiniowano:
„Debil - człowiek niedorozwinięty umysłowo.”
Do wymyślenia słowa odróżniającego zwykłych debili od nienormalnych przymusiły mnie wydarzenia jakie niedawno rozegrały się w naszym kraju. Media obiegła taka wiadomość:
„Duda nazwany „debilem”. Rzecznik prezydenta: Nie było wniosku Andrzeja Dudy w tej sprawie
Nie milkną komentarze po informacji, że pisarz Jakub Żulczyk został oskarżony o nazwanie prezydenta „debilem”. W rozmowie z Interią do sprawy odniósł się także rzecznik Andrzeja Dudy Błażej Spychalski. – Przestępstwo zniesławienia głowy państwa jest ściągane z urzędu. Nie było żadnego wniosku prezydenta, ani Kancelarii Prezydenta – zapewnił.”
Ja na przykład jestem normalnym debilem. Mam defekt mózgu, który sprawia, że mam bardzo kiepską pamięć. W szkole średniej między innymi dlatego miałem niemal same oceny dostateczne, najniższe by ukończyć szkołę, a na dodatek część z nich była ocenami naciąganymi.
Gdyby mnie sumiennie oceniać według programu być może do dziś szkoły bym nie skończył.
System edukacji w naszym kraju był i być może jest dalej bezlitosny dla takich debili jak ja.
Temat państwowej edukacji jest niezwykle poważny, ale omawia go już 29 list otwarty zatytułowany - Żenujące, żałosne, karygodne, szkolnictwo państwowe.
Szkolnictwo to odgrywa wielką rolę w edukowaniu ludzi na debili, naddebili i totalnych naddebili. Normalny naddebil taki jak ja, jest świadomy swoich ograniczeń. Świadomy swej ułomności, robię mnóstwo notatek, wpisuję w komputer i archiwizuję tematycznie. Kiedy pojawia się jakiś temat który chcę zgłębić zazwyczaj wystarczy, że zajrzę do notatek, posegreguję tematycznie zapiski i zaczynam się w temacie orientować, ale jestem świadomy, że jest to tylko wiedza powierzchowna a moje zrozumienie tematu może być błędne. Najszanowniejszy panie Andrzeju D., radzę postępować podobnie.
Ilość różnych informacji jaka do nas dociera jest tak ogromna, że bez codziennej systematycznej pracy pogubić się możemy kompletnie w natłoku informacji. Dodatkowo wbrew temu co piszą – mianowicie, że w Internecie nic nie ginie to jest to na zwykły frazes bez pokrycia.
Są informacje, które faktycznie można znaleźć po latach, ale są też takie, które znikają być może bezpowrotnie. Na dysku komputera mogą przetrwać dużo dużej. Bardzo proszę powróćmy myślami do tematu nazwania najszanowniejszego pana debilem. Bardzo dobrze, że sprawą zajęła się prokuratura bo nazwanie pana debilem urąga normalnym debilom takim jak ja.
W języku polskim brak słów określających głupotę najszanowniejszego pana 'Prezydenta'.
Jak bowiem nazwać doktora prawa, który podpisuje ustawę łamiącą kilkadziesiąt zapisów Konstytucji? Temat opisuje mój 1 list otwarty zatytułowany - Niedziela, sfałszowany dekalog i łamanie Konstytucji i rozwijają go 2 aneksy. W skrócie chodzi o to, że podpisana przez najszanowniejszego pana ustawa o wybiórczym ograniczeniu działalności gospodarczej w niedzielę łamie aż kilkadziesiąt zapisów obowiązującej Konstytucji. O tym czy jakaś ustawa jest zgodna z Konstytucją decydują prawa logiki, ale by dokonać takiej oceny trzeba znać Konstytucję i analizowane prawa i umieć czytać z zrozumieniem a także być człowiekiem uczciwym. Ten jawny bubel prawny podpisał doktor Prawa, który ślubował, że będzie strzegł Konstytucji i na dodatek w ślubach swych odwołał się do Boga:
"Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem. Tak mi dopomóż Bóg".
W mojej ocenie normalny debil tak by nie postąpił. Do takiego aktu głupoty potrzeba człowieka wyjątkowo głupiego – naddebila.
Według mojej definicji naddebil jest to między innymi człowiek klasycznie głupi, ale nieświadomy tego. Naddebilowi wydaje się, że myśli i to bardzo dobrze, ale tymczasem to tylko złudzenie.
W jego głowie zachodzą jakieś procesy, obliczenia, analiza tematu, ale jest ona bardzo kiepskiej jakości, ale naddebil sobie sprawy z tego nie zdaje i bywa, że nawet myśli, że jego myśli są genialne. Bywa, że ludzie myślą, że bardzo duże wiedzą i jeszcze więcej rozumieją, że są bardzo zdolni, ale tak naprawdę wydaje się im tylko że myślą. Jest to typowa postawa ludzi niezbyt inteligentnych. Najszanowniejszy pan Charles Bukowski widzi w tym kłopoty świata:
„Problemem świata jest to, że ludzie inteligentni są pełni wątpliwości, a głupcy są pewni siebie.”
W psychologii tego typu myślenie nazwano efektem Krugera – Dunninga, w którym im mniejsza wiedza merytoryczna, tym większa pewność siebie w wypowiadanych osądach.
Normalny debil zna swoje ograniczenia i przynajmniej w tym jest mądry.
Naddebile przeceniają swoje możliwości i mogą sprawić wiele zła na ziemi.
Dzieje się tak gd naddebil obejmie stanowiska przewyższające jego zdolności intelektualne.
Taki naddebil choćby nie wiem jak się starał, nie jest w stanie mądrze myśleć, mówić, postępować, bo przewyższa to jego zdolności umysłowe. Takie przypadki szczególnie często trafiają się w krajach demokratycznych, w których są niejasne kryteria obsadzania stanowisk, a od nadzorujących funkcjonowanie członków Sejmu i Senatu ani mądrości ani uczciwości się nie wymaga.
Rządzący nami reżim wykorzystuje takich naddebili do swych niecnych celów. Najszanowniejszy pan Radosław Fogiel, wicerzecznik Prawa i Sprawiedliwości w kilku jasnych i zrozumiałych tezach wyjaśnił filozofię rządzenia państwem przez Zjednoczoną Prawicę. Na pytanie dlaczego ważne stanowiska państwowe są obsadzane przez krewnych i znajomych partyjnych notabli odpowiedział:
„Z podobnym problemem mierzyliśmy się, kiedy sprawowaliśmy władzę w latach 2005-2007 (!?). Wtedy poszliśmy w kierunku bardzo eksperckim, właśnie otwartych konkursów jeśli chodzi o rady nadzorcze. Trafiali tam eksperci z rynku, trafiały osoby z tytułami naukowymi, z SGH, z innych uczelni. No i problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce, o zarządzaniu był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie.”
Demokracja to jedna z największych plag trapiących współczesny świat i w interesie ludzi jest zastąpienie jej normalnym ustrojem. Temat ten opisuje mój 26 list otwarty do Prezydenta - Ostry seks oraz wady demokratycznej zarazy. To wielka zasługa demokracji, że rządzą nami głupcy.
Kiedy obradują posłowie, radni, rząd - życie każdego jest zagrożone i nie jest to bezpodstawna opinia. Dowody zawarłem w listach otwartych do Prezydenta - 92 Stop wariatom u władzy; 93 Stop debilom w Sejmie i Senacie; 94 - Stop idiotom w samorządach terytorialnych.
Jeszcze głupszy od naddebila jest totalny naddebil i zazwyczaj nie jest to głupiec w klasycznym rozumieniu tego słowa. Totalni naddebile, to ludzie zazwyczaj obdarzeni znakomitą pamięcią, wysokim ilorazem inteligenci, często też ogromną wiedzą, ale przymioty te wykorzystują do szerzenia zła. Spośród dwóch ludzi robiących podobne głupstwo, ten jest głupszy, który ma lepszą pamięć, większą inteligencję i większą wiedzę. Ludzie mający wulgarne usposobienie typu najszanowniejszy pan Daniel Oboajtek, czy premier Mateusz M. widząc totalnych naddebili mogą użyć słów wulgarnych typu totalny zjeb, pierdolony zjeb lub zakuta jebana brudna pała.
Osobiście odradzam używania takich słów. Najlepiej używać słów prostych typu naddebil, ewentualnie mega kuku mamuniu. Nie powinno się jednak wyśmiewać z takich osób i tym bardziej nazywać je wulgarnymi słowami, które moim zdaniem świadczą o głupocie i mogą zaprowadzić ludzi ich używających do Piekła, gdzie za złe myśli, słowa, gesty, czyny przygotowano niespodzianki bolesne. Dlatego lepiej złe myśli i słowa redukować już na etapie myślenia. Członkowie reżimowego rządu mogli przeczytać i usłyszeć słowo wypierdalać, ale przecież można wypowiedzieć się znacznie kulturalniej. Na wiecu antyreżimowym widziałem plakat z napisem:
„Uprzejmie prosimy uciekać prędziutko.”
Dokładniej dlaczego nie używać wulgaryzmów tłumaczy mój 111 list otwarty zatytułowany – Brudna pała, czyli dlaczego nie przeklinać i nie nazywać głupoty najszanowniejszego pana wulgarnymi określeniami. Najszanowniejszy panie Andrzeju D., tego czy najszanowniejszy pan jest totalnym naddebilem, czy też zwykłym naddebilem, Jest to wiedza przede mną zakryta, ale według Biblii najszanowniejszy Bóg Jehowa
Przysłów 5:21 ; Jeremiasza 17:10
Bo drogi człowieka są przed oczami Jehowy i przypatruje się On wszystkim jego ścieżkom. (…)
Ja, Jehowa, badam serce, sprawdzam nerki, by każdemu oddać według jego dróg, według owocu jego postępków.
Najszanowniejszy panie Andrzeju D., to czy pan jest totalnym naddebilem tego nie wiem.
Może być pan na przykład wtórnym, a być może nawet pierwotnym analfabetą.
Może pan mieć wielkie problemy z zrozumieniem czytanych tekstów.
Z doniesień medialnych wynika, że żyjemy w kraju wtórnych analfabetów:
„Kraj wtórnych analfabetów
Trzy czwarte Polaków nie rozumie tego, co czyta. Czy można to zmienić?
Według badań międzynarodowych organizacji PISA (Międzynarodowego Programu Oceny Umiejętności Uczniów) i OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) blisko 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30% rodaków rozumie, ale w niewielkim stopniu. Powodów postępującego otępienia społeczeństwa jest kilka – najważniejszy to zanik nawyku czytania, bezrefleksyjne oglądanie telewizji oraz wzrastające ubóstwo (dzieci wychowywane w biedzie mogą mieć nawet o 9 punktów niższy iloraz inteligencji). (…)
Analfabeta po uniwersytetach
Choć brzmi to zaskakująco, analfabetyzmem wtórnym i funkcjonalnym zagrożeni są nawet absolwenci szkół wyższych. Z badań przeprowadzonych pod patronatem OECD wynika, że co szósty magister znad Wisły to analfabeta funkcjonalny! (...)”
Gdyby tak było, to czytając wyraz analfabeta mógł się pan zastanawiać – anal?, anal?, anal! Przypomniałem sobie! Wiem co to znaczy! (Stosunek analny, stosunek doodbytniczy 'ang. anal sex, od łac. anus „odbyt”' – stosunek płciowy polegający na wprowadzaniu prącia w stanie wzwodu do odbytu partnerki lub partnera. Stosunek może także przebiegać z wykorzystaniem wibratora lub atrapy prącia, jak również z użyciem palców, języka czy dłoni. Stosunek analny bywa uprawiany zarówno przez pary homoseksualne jak i heteroseksualne).
Widziałem to wiele razy oglądając filmy dla dorosłych, poważnych mężczyzn, ale do diabła co to jest fabeta?!
Fa-be-ta? Fa-be-ta? Fa-be-ta? Fa-be-ta? Fa-be-ta?
Już wiem! Jedziemy. Zaczynamy od fa.
Mydełko fa. Ty i ja. Mydełko fa:
„Gdy się pojawiasz na szklanym ekranie
Wizję zalewa czerwień twych ust
Jesteś najlepsza zdecydowanie
I z wszystkich dziewczyn największy masz biust
Wciąż po kanałach szukam twego ciała
Szept twój namiętny w mych uszach brzmi
Patrzę się w ekran i ciągle mi mało
Mej cycoliny z kanału tv
Siabada siabada ty i ja
Mydełko fa
Siabada ty i ja ty i ja
Mydełko fa
Piękna dziewczyno z kanału tv
Przyjeżdżaj do mnie na kilka dni
Jeśli się zgadzasz na to spotkanie
Pomachaj ręką mi na ekranie
Siabada siabada ty i ja
Mydełko fa
Siabada ty i ja ty i ja
Mydełko fa
Lubię oglądać jedyną reklamę
Domek z "drew budu" a w domku my
Chcę taki domek i dużą wannę
A w niej po prostu ja i ty
Mógłbym cię mydlić mydełkiem fa
Byłoby fajnie szabadabada
Dmuchałbym tobie z mydła balony
Byłbym szczęśliwy z tobą pod prysznicem
Od tyłu wydymam ci odbytnicę.”
Fa z fabety rozszyfrowałem. Niezły jestem. Niczym Sherlock Holmes lub Szatan z siódmej klasy (Bohaterzy literaccy wyróżniający się wielką zdolnością logicznego myślenia).
Jedziemy dalej:
Anal – fa – be – ta.
Be – znaczy że coś z dotychczasową partnerką jest nie tak.
Może odbytnica jej się zbyt wyrobiła, albo gdzieś się jakąś chorobą weneryczną zaraziła i lepiej już jej nie ruszać. Czas na zmianę. Jak ta jest już be, to będzie inna.
Jak to śpiewał Krzysztof Krawczyk - Będzie taka jak ty następna z pań:
To fakt, że raczej trudny ze mnie gość
I wcale się nie dziwię, że masz dość
Lecz zanim mi przed nosem zatrzaśniesz drzwi
Chcę powiedzieć coś, co rzecz całą wyjaśni ci
Będzie taka jak ty następna z pań
Dosyć stały mam gust, choć jestem drań
Będzie taka jak ty, przekonasz się
Będzie miała twój wdzięk i oczy twe
Będzie taka jak ty, to nie jest żart
Chociaż takiej jak ty nie jestem wart
Będę kochał ją tak, jak kocham cię
Tylko gdzie szukać jej, no powiedź gdzie
I po cóż mam daremnie tracić czas
Gdy taką właśni już znalazłem raz
Wśród dziewczyn nie ma drugiej takiej jak ty
Więc nie dąsaj się, daj już spokój, po co te łzy
Na mnie czeka odbyt nowy
Wszak jestem bardzo przystojnym mężczyzną, któremu nic nie brakuje.
Bardzo mądrym, przystojnym. Za takimi dziewczyny szaleją. Zobaczmy do profili mich wielbicielek. Ta to nie może być nikt inny tylko Ruchadło Leśne.
Będzie jak w tej piosence Jajco i Giganci – Namiętność Eskimosa:
Gdy mieć przestaniesz chęć
Na życie co ci zbrzydło
To bez namysłu wejdź
Wprost do mojego igloo
Do igloo mego wejdź
Zupełnie naga bosa
I poznasz co to jest
Namiętność Eskimosa
Wejdź do mego igloo wejdź
Jak do lasu sarna
Niech nie kończy nigdy się
Nasza noc polarna
Będę brał cię!
Gdzie?
W aucie!
Mnie?
Cię!
Eee...
Ehe – w wanie będę mył cię mydełkiem Fa
Ty i Ja
Ja i odbytnica twoja
Mydełko Fa.
Chyba tak to leciało. I bez słownika wydedukowałem co znaczy słowo analfabeta – jest to stosunek seksualny w wannie z nową dziewczyną namydloną mydełkiem Fa.
Andrzej jesteś wielki.
Chwała, chwała, alleluja.
Klękajcie narody. Klękajcie myśliciele. Klękajcie aniołowie.
W Polsce się narodził myśliciel większy od Salomona, od stu Salomonów...
Najszanowniejszy panie Andrzeju D., jeżeli jest najszanowniejszy pan analfabetą, erotomanem nie zdającym sobie z tego sprawy, mającym zbyt wysokie mniemanie o sobie, to tak mogą wyglądać pana myśli. Widząc podobającą kobietę lub mężczyznę mógłby pan śpiewać sobie w głowie lub może nawet na głos słowa piosenki z repertuaru najszanowniejszego pana Piotra Fronczewskiego występującego pod pseudonimem Franek Kimono – będę brał cię...
Są piosenki, które potrafią się do nas przyczepić jak przysłowiowy rzep do psiego ogona.
Mawia się, że ryją one banię i jest to dobre określenie.
Przypomniałem sobie jak moja znajoma opowiedziała mi jak jej nieletni w okresie latencji krewny – dziecko wróciło z szkoły i sobie podśpiewywało:
„Ruda tańczy jak szalona. Krzyczy piszczy to jest ona. Rudą lalę pokochałem Z rudą noce są wspaniałe.”
Nie znałem tej piosenki, ale poznałem. Zaśpiewał ją najszanowniejszy pan Czadoman:
Wracam do domu po ciężkiej nocy
Byłem u rudej kocham jej oczy
Jeszcze teraz tego nie wiem
Czy byłem z nią w piekle a może w niebie
Ruda tańczy jak szalona
Krzyczy piszczy to jest ona
Rudą lalę pokochałem
Z rudą noce są wspaniałe
Widziałem wiele słyszałem jeszcze więcej
Ale nawet nie marzyłem o takiej panience
Zamykam oczy i widzę jej ciało
Chciałbym dziś tam wrócić bo ciągle mi mało
Ruda tańczy jak szalona
Krzyczy piszczy to jest ona
Rudą lalę pokochałem
Z rudą noce są wspaniałe
Ruda okazała się być blondyną
Gdy rozjaśniłem pokój swoją peleryną
Lecz z tamtej nocy niczego nie żałuję
Co ona potrafi jeszcze to czuję
To, że jakaś piosenka trafi nam do głowy, może zmienić nasze życie.
Jeżeli nasze myśli zdominują erotyczne treści może to zaowocować rozpustnym życiem.
Warto tu dodać, że chrześcijanin grzeszy już na etapie myśli:
Mateusza 5:27-30
Słyszeliście, że powiedziano: ‚Nie wolno ci cudzołożyć’. Ale ja wam mówię, że każdy, kto się wpatruje w kobietę, aby do niej zapałać namiętnością, już popełnił z nią cudzołóstwo w swym sercu. Jeśli więc twoje prawe oko cię gorszy, wyłup je i odrzuć od siebie. Pożyteczniej bowiem jest dla ciebie, żebyś stracił jeden z twych członków, niż żeby całe twoje ciało wrzucono do Gehenny. Także jeśli twoja prawa ręka cię gorszy, odetnij ją i odrzuć od siebie. Pożyteczniej bowiem jest dla ciebie, żebyś stracił jeden z twych członków, niż żeby całe twoje ciało znalazło się w Gehennie.
Najszanowniejszy pan apostoł Paweł przestrzegł przed nieczystymi rozmowami:
Efezjan 5:3-5
A rozpusta i wszelka nieczystość lub chciwość niech nawet nie będą wśród was wspominane, jak się godzi świętym, ani haniebne postępowanie, ani głupia gadanina, ani sprośne żarty — to, co nie przystoi — lecz raczej dziękczynienie. Wiecie to bowiem i sami sobie uświadamiacie, iż żaden rozpustnik ani nieczysty, ani chciwiec — to znaczy bałwochwalca — nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusa i Boga.
Ja bym dodał, żeby już na etapie myśli powinniśmy wprowadzić autocenzurę.
Zapanować nad swoimi myślami.
Wpisać sobie do mózgu na stałe pytanie – czy to o czym myślę jest najlepsze w tym właśnie czasie.
Pytanie to powinno nam towarzyszyć zawsze. Nie jest to łatwe, ale warto nad tym pracować.
Złe myśli zastępować dobrymi, dobre lepszymi, lepsze najlepszymi.
Jeżeli uczepi się nas fragment jakiejś głupiej piosenki, to dobrze się go pozbyć.
Może to nie być łatwe, ale w tym dziele pomocne mogą być inne piosenki, mające jakiś dobry przekaz. Piosenki mogą zdeterminować nasze życie. Kiedy byłem małych chłopcem chciałem być żołnierzem. Z biegiem czasu marzenia nabrały konkretniejszego kształtu. Pod wpływem lektur – Timur i jego drużyna, dzieła Lenina, Marksa, Engelsa - chciałem zostać oficerem politycznym.
Ale kiedy dorosłem wojna przestała mi się podobać. Wpływ na to wywarli znajomi hippisi, moje własne przemyślenia a także muzyka. Przypomniała mi się piosenka zespołu No To Co - Gdy chciałem być żołnierzem, która w niewielu słowach opisała moją myślową ewolucję:
Gdy byłem chłopcem chciałem być żołnierzem
i miałem szablę i z gazety hełm
i kilka ołowianych żołnierzyków,
co przelewali w moich bitwach krew.
Od rana trwała ołowiana wojna.
Rozbrzmiewał komendami cały dom;
na każdy rozkaz grała z armat salwa,
zmieniałem jednym gestem cały front.
Minęły dawno dni beztroskich zabaw,
zaginął po żołnierzach moich ślad,
lecz kiedy myślę o chłopięcych latach,
inaczej patrzę na zabawę swą.
Na pewno lepiej byłoby na świecie,
bez wielkich wojen i armatnich salw.
Żołnierzy mógłbyś kupić tylko w sklepie;
z ołowiu, takich jakie miałem ja.
Piękna idea, ale teraz zrozumiałem, że w naszych czasach utopijna. Jako młodzieniec już nie tylko nie chciałem być żołnierzem, ale także podjąłem kroki, by nim nie zostać.
Zostałem zwrotniczym na kolei. Ze względu na strategiczne znaczenie kolei ten ludzie wykonujący ten zawód zwolnieni byli z obowiązkowej służby wojskowej ale, że gdzie indziej byłem zameldowany, a pracowałem w zupełnie innej części Polski coś poszło nie tak.
Znienacka dostałem powołanie i nie było zmiłuj się. Trafiłem do Dębicy do szkoły podoficerskiej i uczyniono ze mnie sapera. Podjąłem więc kroki by z wojska się wycofać, ale pisząc szczerze w wojsku mi się podobało. Szybko przywykłem do nowej rzeczywistości i nieźle się bawiłem.
Śmiech od rana do nocy, czasem później nocy bo zwłaszcza z początku często karano mnie za innych winy. Działo się tak dlatego, że na apelach niemal dzień w dzień ktoś coś zrobił nie tak i pytano kto coś przeskrobał. Ja się zawsze zgłaszałem a na dodatek z czasem zyskałem towarzysza – Bogdana Górzkowskiego. Po takim zgłoszeniu wymierzano nam jakąś karę – zazwyczaj sprzątanie, które czasem wśród śmiechu przeciągało się do północy i bywało, że podoficer dyżurny pomagał nam kończyć przeciągającą się pracę. Po kilku dniach nadzorujący drużynę żołnierze zrozumieli, że my żartujemy sobie z nich i po tym jak przyznawaliśmy się do winy następowało kolejne pytanie – kto to naprawdę zrobił. Na nic się zdawały nasze kłamstwa, że to my.
Po latach zrozumiałem, że to postępowanie było złe. Teraz uważam, że kłamać się nie powinno pod żadnym pozorem. Wtedy byłem młody i głupi. W wolnych chwilach grywałem w szachy i rozniosło się, że 'dobrze' gram w szachy. Napisałem dobrze w cudzysłowie, bo tak myśleć mogli ludzie, którzy słabo w szachy grają. Ja miałem opanowane jakieś podstawy gry. Dwa lata szkółki szachowej za sobą i dwa sezony gry w prowincjonalnym klubie jako junior i wiele godzin studiowania książek, ale już w szkółce szachowej uświadomiłem, że dobrym szachistą nie będę. Koledzy z klasy znacznie szybciej i lepiej opanowywali debiuty szachowe oraz teorię.
Jedyną szansę na wygraną widziałem w graniu niepopularnych debiutów i zazwyczaj odnosiłem w tamtym czasie zwycięstwa z teoretycznie znacznie lepszymi i zdolniejszymi kolegami z szkółki szachowej. Wieść, że gram w szachy się rozniosła i niektórzy oficerowie, zwłaszcza na dyżurach wypożyczali sobie mnie do gry w szachy. Drużyna, do której należałem szła na zajęcia, na ćwiczenia a ja grać w szachy. Akurat w tamtym czasie w wojsku były przygotowania do jakiegoś turnieju szachowego i się w nie zaangażowałem. Jednostka, w której służyłem szachów nie posiadała. Dostałem przepustkę i pojechałem do klubu Goniec Staniątki, który prowadził mój kuzyn Staszek Turecki i pożyczyłem na czas turnieju szachy i zegary po czym zorganizowałem turniej. Potem był kolejny i kolejny. Trafiłem nawet na jakieś zgrupowanie w Zgierzu.
Oprócz gry w szachy pisałem 'wiersze'. Zawsze starałem się mieć przy sobie zeszyt i długopis.
Jak miałem natchnienie to pisałem bez względu na okoliczności. Pamiętam jak kiedyś na poligonie biegliśmy i naszło mnie natchnienie. Usiadłem w jakimś leju wydrążonym w leju. Towarzysze broni pobiegli w wytyczonym kierunku a mnie nakryli oficerowie podążający za linią ćwiczebnego frontu i jak to już było w zwyczaju musiałem odczytać cóż też takiego napisałem. W pewnym sensie żyłem ponad prawem i regulaminowym życiem jednostki. Gdy mi się nie chciało jechać na ćwiczenia to się chowałem pod strychem. Na moją nieobecność nie zwracano uwagi bo myśleli, że ktoś mnie wezwał grać w szachy. Gdy żołnierze opuszczali jednostkę ja udawałem się do kantyny. Z czasem odkryłem kanciapę malarzy. Uzdolnieni malarze malowali obrazy dla oficerów a także chusty dla opuszczających jednostkę żołnierzy. Przesiadywałem tam, czytałem książki, słuchałem muzyki. Moja beztroska służba sprawiała, że często bywałem za swe wybryki karany.
Zajęcia mieliśmy zazwyczaj na wolnym powietrzu. Bywało, że za karę ciągle biegałem, robiłem pompki, przysiady w ilości zdecydowanie większej od przeciętnego żołnierza. Czasami kiedy wracaliśmy z poligonu drużyna maszerowała w szyku a ja biegałem wokół drużyny śpiewając wraz z nią żołnierską piosenkę. Być może tą:
Szumi dokoła las,
czy to jawa, czy sen?
Co ci przypomina,
co ci przypomina
widok znajomy ten?
Żółty wiślany piach,
wioski słomiany dach,
płynie, płynie Oka,
jak Wisła szeroka,
jak Wisła głęboka.
Szumi, hej, szumi las,
gdzieżeś rzuciła nas?
Dolo, dolo nasza,
hej, dolo tułacza,
gdzieżeś rzuciła nas?
Był już niejeden las,
wiele przeszliśmy rzek,
ale najpiękniejszy,
ale najpiękniejszy
jest naszej Wisły brzeg.
Skrwawiony Wisły brzeg…
Porucznik mojej drużyny obiecał mi, że za karę trafię albo w Bieszczady, albo do Suwałk.
Były to jednostki wojskowe położone od mojego miejsca zameldowania. Kiedy jednak szkółka się skończyła chciał mnie wysłać do Kłodzka – do jednostki położonej mojego miejsca zamieszkania, ale przypomniałem mu o obietnicy. Powiedziałem, że chcę do Suwałk albo w Bieszczady.
Słowa dotrzymał. Trafiłem w okolice Trójcy, do malutkiej jednostki w Bieszczadach.
Kilka domków, tartak i niewielu żołnierzy, którzy początkowo byli zdziwieni moją ekscentryczną postawą. Na dodatek porucznik nadzorujący jednostkę też grywał w szachy.
Generalnie w wojsku bardzo mi się podobało. Biegaliśmy z karabinami w skwarne lato, w zimowych zawiejach, po krzakach, kniejach, ale ja już żołnierzem być nie chciałem. Czas było przeciąć tę linę. Wolałem trafić do więzienia niż dalej być żołnierzem. Oliwy do ognia dolał oficer polityczny, który agitował nas do wzięcia udziału w wyborach i głosowania na konkretne, zupełnie mi obce persony. Zadałem kilka pytań, które zaowocowały pogadanką w cztery oczy, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że w wyborach wziąć nie powinienem a oficer polityczny zaparł się ideałów. Za kompletne przegięcie uznałem fakt, że zapowiedziano mi, że nie dostanę za karę przepustki na koncert Iron Maiden, a na który byłem umówiony z znajomym.
Pewnego dnia pożegnałem się z towarzyszem, z którym spędzałem wiele czasu i wyruszyłem w drogę. Zmierzchało się i ruszyłem w lasy Bieszczad drogą, której nie znałem, ale słyszałem, że zaprowadzi mnie do najbliższej wsi. Po drodze zaopatrzyłem się w drąg. Wszak to Bieszczady. Dzicz. Wilki można spotkać. Po drodze natrafiłem na jakieś grzęzawisko sięgające do kolan.
Drogę przeciął mi wilk lub pies, ale dotarłem do wioski a tam trafiłem na żołnierza wracającego z lewizny (nielegalnego pobytu poza jednostką) do jednostki. Chciał mnie zabrać ze sobą do jednostki taksówką, ale nakłamałem, że muszę wódki kupić, że sam wrócę. Autobusu do większej miejscowości już nie było. Spotkałem tam żołnierza, który jechał na lewiznę do Rzeszowa. Poszliśmy na postój taksówki i za jakiś czas taksówka spod mojej jednostki wróciła i pojechaliśmy do Rzeszowa. Tam się trochę oporządziłem. Wyprałem umorusane błotem do kolan spodnie moro. Dla zmyłki założyłem błękitną opaskę na głowę. Szczerze pisząc chociaż miałem na sobie roboczy mundur moro, na żołnierza niekoniecznie wyglądałem. Jak na żołnierza miałem długie włosy.
W Bieszczadach nikt mnie siłą do fryzjera nie wysyłał. Nowo poznany towarzysz pomógł mi kupić bilet do Krakowa i wsiąść do pociągu, bo istniała realna groźba spotkania Żandarmerii Wojskowej. Były to czasy obowiązkowej służby wojskowej i zwłaszcza dworce kontrolowane były prze patrole wojskowe, które sprawdzały przepustki i wyłapywały wojskowych przestępców.
Szczęśliwie dotarłem do Krakowa i do rodziny, gdzie miałem przygotowane cywilne ubrania. Później Ciocia Zosia mi opowiadała, że wkrótce po mojej wizycie przyjechali żołnierze i otoczyli sąsiedni dom i po wyjaśnieniu nieporozumienia trafili do niej, ale mnie już tam nie było. Zamieszkałem bowiem w akademiku, gdzie miałem wielu znajomych. Z znajomym Bułgarem Ernestem pojechałem na koncert Iron Maiden. Wiedziałem, że w wojsku nie chcę być i musiałem coś zrobić by rozwiązać prawnie mój stosunek, z ówczesnym państwem.
Formalnie byłem uciekinierem i wysłano za mną listy gończe. Gdybym zbyt szybko się ujawnił to trafił bym do wojskowej jednostki karnej. Jeżeli zaś oddalenie będzie dłuższe sądził mnie będzie sąd wojskowy i na tę opcję się przygotowałem. Jakieś pół roku później wpadłem na pomysł by wyjechać do Związku Radzieckiego. Udałem się zatem do Konsulatu CCCP w Krakowie.
Na portierni powiedziałem, że chcę się widzieć z Konsulem w sprawie osobistej.
Konsul mnie przyjął. Gdy później opowiadałem prokuratorowi wojskowemu, że prosiłem o azyl w Związku Radzieckim to zarówno prokurator jak i protokólant próbujący zachować powagę skręcali się ze śmiechu, ale ja z pełną powagą tłumaczyłem dlaczego chciałem uciec do CCCP.
Konsul powiedział, że nie jest w stanie mi pomóc. Odradził też ucieczkę przez zieloną granicę. Powiedział, że jest ona dobrze pilnowana i żołnierze radzieccy mogą mnie zabić.
Pamiętam, że Konsul dał mi książeczkę zatytułowaną - Do czego dążymy w sztuce – w, której przedstawiono cele radzieckich artystów. Uważam, że to bardzo ważne, by mieć ściśle określone jak najlepsze cele. Cele mogą być dalekosiężne. Ja mam na przykład taki cel – uczyć się i sprawić by dzięki mojemu życiu jak najwięcej ludzi dostąpiło wybawienia i z czasem osiągnęło najlepszość. To cel, który chciałbym kontynuować, o ile to będzie możliwe również po śmierci. To jest cel dalekosiężny, nie wiadomo czy realny. Ważne są też cele krótkotrwałe. Jednym z takich celów jest dokończenie listów otwartych do pana, najszanowniejszy panie Andrzeju D., oraz do wszystkich innych Czytelników zainteresowanych moimi listami.
Ważne by cele krótkotrwałe, były osiągalne i byśmy o nich nie zapominali.
Przeszkodą w tym mogą być piosenki lub ich fragmenty ryjące banię i brzęczą nam w głowie. Warto podjąć z nimi walkę. Można się nauczyć a jeżeli mamy zdolności sami ułożyć piosenki, które wyprą z naszej głowy szkodliwe teksty – zryją nam pozytywnie głowę. Do takich zaliczam fragment piosenki Klausa Mitffocha - Ewolucja, rewolucja i ja:
Papież już nie mówi na pewno nie
Rządy rządzą lepiej, bo ty tak chcesz
Chaos się nadyma, by wypluć sens
Oto nam się kończy XX wiek
Ewo, rewo i ja...
Rozwijać się i zmieniać chcę
Zmiana każda zmiana podnieca mnie
O nich ciągle myślę i do nich lgnę
Arsenały pełne na wiwat czas
Rozmach daje szansę, a wiedza strach...
Kolejną piosenką, która pozytywnie zainfekowała mi głowę to tekst najatrakcyjniejszego pana Lecha Janerki i piosenka Lola (chce zmieniać świat):
To była bardzo gruba Lola
Mówiła że chce zmieniać świat
I jeśli mam być szczery
A ja od dzisiaj chcę być szczery
To to był miły fakt
Ja też bym chciał coś zmieniać
I nawet mogę chlapnąć co
Bo jeśli mam być szczery
A ja od dzisiaj chcę być szczery
To chciałbym ciebie w nią
Zamienić ciebie w nią
Witajcie w kraju gdzie zadyma (trzyma)
I marsza ładnie gra orkiestra (ekstra)
I jeśli mam być szczery
A ja od dzisiaj chcę być szczery
To już mniej miły fakt
Jeżeli ma być miło
Bo tego pewnie wszyscy chcą
To jeśli mam być szczery
A ja od dzisiaj chcę być szczery
Potrzeba więcej Lol |
|